niedziela, 10 marca 2013

Odgrzebane: Essence XXXL Shine Lipgloss Nudes, 02 Light Candy.

   Po wielkim zamuleniu, spowodowanym i własnym lenistwem, i własnymi problemami, na nowo odkopuję w sobie motywację. Dziś rzec bym chciała dwa słowa o produkcie, który już dawno nie jest dostępny, ale można nadal nabyć coś mu bardzo pokrewnego.
   Otóż mój odcień został wycofany chyba ze 2 lata temu, a niedługo potem cała seria XXXL Nudes również wyszła ze sprzedaży. Obecnie kilka odcieni nudziakowych można znaleźć w serii XXXL Shine, która na pewno różni się aplikatorem (pędzelek), a czy właściwościami, to nie wiem, bo nie miałam żadnego odcienia. Może kiedyś.
   Ekspertem od szerokiej gamy kosmetyków 'nude' nie jestem, ale z tym ślicznym, cielistym odcieniem zupełnie nie zgadzają mi się drobinki. Jest to dość duży, srebrny brokat, który zostaje na ustach nawet po zjedzeniu/zlizaniu/cokolwiek błyszczyka, i niestety lubi sobie migrować. Całowanie kogokolwiek choćby w policzek odpada, a gdy się to zrobi z przyzwyczajenia, to obdarowany buziakiem będzie chodził przez pół dnia z ubrokaconym licem ;d I właśnie z powodu brokatu odradzam malowanie się bez lusterka. Jest dość rzadki, ale nie spływa, o ile nie przesadzimy z ilością. Krycia nie ma mocnego, właśnie ze względu na konsystencję. Na ustach wygląda całkiem sympatycznie, nawet mimo tych srebrzynek, chociaż moje zdjęcia mogą tego nie oddać (nie wiem, co jest nie tak, ale wychodzą moocno przekłamane, nie mam aż tak masakrycznie zaniedbanych warg ;/). Smak dość nijaki, ale błyszczyk ma piękny aromat toffi. Tego konkretnego koloru bym nie kupiła drugi raz, właśnie ze względu na brokat, ale nie wykluczam jakiejś mocniejszej kolorystycznie wersji z XXXL Shine. A właśnie: nie mam przy okazji zielonego pojęcia, co tu ma do rzeczy 'XXXL', bo ani nie wskazuje na intensywność, ani na powiększanie ust ;p
   A otóż i nieszczęsne zdjęcia (wyjaśniam: okrojone, bo nie dość, że dopiero się uczę robić wyraźne zdjęcia, to jeszcze przy ustach znajduje się centrum moich problemów z cerą ;/):

bez błyszczyka

drobinki wszędzie


dość duży aplikator, który dawało się ogarnąć, choć pędzelki z XXXL Shine pewnie są  wygodniejsze



   No, to wygląda na to, że przerwa w blogowaniu się skończyła i trzeba się brać do roboty i obmyślać, co dalej. Trzymajcie się ciepło mimo nawrotu zimy : )

2 komentarze:

  1. eee, lakier z drobinkami tak, ale błyszczyk? zaplułabym się straszliwie :-D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. nnno dlategoż mam mieszane uczucia wobec niego, niby masakry nie ma, ale te drobinki sobie potem wędrują wszędzie, więc może to i dobrze, że go wycofali...

      Usuń

Bardzo, bardzo cieszę się z każdego komentarza, bo to pokazuje, że warto pisać dla Was :) nie trzeba się reklamować w postach, gdyż linki do blogów znajdę w Waszych profilach, spokojnie :) i nie lubię spamu, niestety.