wtorek, 25 grudnia 2012

O różu do policzków i błyszczyku z Bell, oraz czemu piszę, jak powinnam odpoczywać.

   Dobry wieczór. Większość przeciętnych ludzi pewnie się teraz obżera albo jeździ po Polsce i odwiedza rodzinę, ja zaś, stosując się do otrzymanych życzeń świątecznych, robię to, co naprawdę lubię, czyli tworzę krótką i niemęczącą notkę dla Was. I próbuję wytłumaczyć mojej głowie, żeby poszła boleć gdzie indziej.

 
   Tego przyjemniaczka zakupiłam w Biedronce za 5,99, w odcieniu 12 (biedronkowo-kartonikowa numeracja jest chyba inna, niż podczas zakupów w drogerii). Gramatury nigdzie nie ma, ale róże z tej serii normalnie są droższe,a ile by go nie było, to i tak tańszego a porządnego raczej nie dostanę. Obawiam się tylko, że połowa zawartości pójdzie na próby - to mój pierwszy róż i ciężko będzie się nauczyć jego obsługi. Nie jest na szczęście mocno napigmentowany, nie zrobimy sobie nim krzywdy przy jednym pociągnięciu pędzla. Próbka koloru dała się od razu zetrzeć z ręki, ale na podkładzie i pudrze pewnie będzie się dłużej trzymać. Opakowanie ma solidny zatrzask i wygląda na wytrzymałe. Relację z używania zdam, gdy się nauczę porządnie malować, ale już teraz polecam dziewczynom, które tak jak ja potrzebują różu do prób, a boją się kupić czegoś zupełnie nieznanej marki. Z firmy Bell posiadałam kiedyś tusz do rzęs (dla mnie miał za dużą szczoteczkę, oddałam siostrze, jest w miarę zadowolona), a obecnie mam i to:


   "To" to błyszczyk z serii Air Flow nr 01, obecnie dostępny chyba tylko w internecie, ja swój kupiłam w maju w Naturze. W ogóle coś dziwnego było z tą serią. W Naturze błyszczyk był dostępny tylko w 3 neonowych kolorach i z aplikatorem w śmiesznym kształcie (patrz zdjęcie), natomiast w Biedronce i kilka miesięcy temu, i teraz ta sama seria ma inne aplikatory i występuje w kilku stonowanych odcieniach. Błyszczyk ma rzadką konsystencję i opakowanie zamykające się z kliknięciem, ale i dość luźną zakrętkę - dobrze byłoby więc przechowywać go pionowo, tak na wszelki wypadek. Kryje niestety nieco nierówno, ale ma piękny kolor (pomarańczowo-koralowy, wcale nie tak intensywny) i zapach (porzeczka mniam), więc w sumie go lubię, mimo że trwałości też szałowej jakoś nie ma. Polecam zatem osobom o niewygórowanych wymaganiach. A oto i kolorystyka (niestety nie do końca wierna; nawiasem - błyszczyk nie ma grudek, to moja gęsia skórka xd):


   A już niedługo post z serii 'każdy ma Ingloty, mam i ja' ;p

2 komentarze:

  1. Nie przepadam za Bell, dużo kosmetyków mnie zawiodło choć mam sentyment bo lata temu to właśnie z tej firmy miałam kilka ulubionych pomadek :)

    Róż z tej serii mam jeden, w kolorze 053 i też nie widzę gramatury, kupiony poza Biedronką. Na oko ten Twój praktycznie się nie różni od tego, który mam u siebie.
    Szkoda, że oznaczenie kolorów nie jest prawidłowe, bo oświetlenie w Biedronce robiło mi psikusy i nie mogłam się zdecydować na kolejny ;))
    Dodam, że jestem bardzo zadowolona ze swojego egzemplarza!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ja się trochę przeraziłam, bo wyglądał na ciemny, niemniej jest okej, tylko muszę nauczyć się różem malować ;p

      Usuń

Bardzo, bardzo cieszę się z każdego komentarza, bo to pokazuje, że warto pisać dla Was :) nie trzeba się reklamować w postach, gdyż linki do blogów znajdę w Waszych profilach, spokojnie :) i nie lubię spamu, niestety.