czwartek, 12 września 2013

Mniam 3! Oczywiście Lip Smacker.

Tym razem padło na sztyft o zapachu Coca - Coli.


   Jestem gadżeciarą straszną. Ten tutaj smacker leżał grzecznie w zapasach dość długo, ale gdzieś pod koniec sierpnia doszłam do wniosku, że Cotton candy jest za gęsty i za słodki jak na lato/jesień (na zimę będzie moim nieodłącznym towarzyszem), więc czas było go zastąpić. Zaskakująco dobrze pielęgnuje, jak na taką wymyślną pomadkę. Dopóki usta się nie przyzwyczają do niego, będzie dobrze nawilżał i chronił, na mrozy znajdzie się coś mocniejszego.
   Smakuje trochę jak zleżała guma do żucia o smaku coli, ale nie jest to mocno wyczuwalne ;p zapach nie tak piękny, jak u Fanty, ale daje radę. Jak zwietrzeje, robi się trochę bardziej chemiczny, ale w granicach normy. Usta się po nim nie błyszczą, wyglądają zdrowo i są ładnie nawilżone. Nie jest numerem jeden w mojej kolekcji, ale się lubimy :)

A tutaj reszta mojej małej kolekcji:

4 komentarze:

  1. Miałam trzy ls. Colę fante i sprite..chyba fanta była najbardziej znośna, ale to i tak nie zmienia faktu, że gadzeciarskie są te pomadki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ja jestem wielką fanką ich konsystencji. Są miękkie, ale nie rozpływają się. Takowe w sam raz.

      Usuń
  2. Ja miałam tylko Fantę - strasznie dawno, ale mnie nie powaliła.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ponoć ananasowa Fanta powala bardziej ;D ale nie każdego kręcą takie gadżety ;p

      Usuń

Bardzo, bardzo cieszę się z każdego komentarza, bo to pokazuje, że warto pisać dla Was :) nie trzeba się reklamować w postach, gdyż linki do blogów znajdę w Waszych profilach, spokojnie :) i nie lubię spamu, niestety.